18 czerwca 2017

Od Zero - Ci źli i ten gorszy

     Zero nigdy nie należał do osób, które liczyły się z czyimkolwiek zdaniem. Jednostki jemu podobne wybitnie nie liczyły się z niczyim zdaniem zwłaszcza wtedy, gdy dotyczyło ono ich samych. Dlatego tacy jak on z reguły nie doczekiwali się nazbyt nachalnej krytyki swojego zachowania, bo rozmówcy, widząc, że wytykanie im błędów niepokojąco przypomina próby opróżnienia wanny przy pomocy dziurawego sitka, zwyczajnie dawali sobie spokój. Jakby tego było mało także i nazwanie Zero pracowitym paskudnie gryzło w język, zupełnie jakby ów słowo doskonale zdawało sobie sprawę, że jest jednym z ostatnich, które powinny być wypowiadanie w kontekście wytatuowanego mężczyzny. Z tychże dwóch względów nikomu nigdy nie przyszło nawet na myśl, by łączyć przerośniętego szatyna z wczesnym wstawaniem. Bądź co bądź Zero nie odczuwał potrzeby podziwiania budzącego się dnia. Był całkowicie zadowolony, gdy to zjawisko odbywało się bez jego udziału, dlatego też wieczorem starannie zaciągnął rolety, by na pewno nie zbudziły go żadne promienie słońca i położył się spać, z myślą, że obudzi się dopiero wtedy, gdy Angel (jak codziennie zresztą) wpadnie do jego pokoju, by dobitnie oznajmić mu, że wstawanie na obiad nie jest sprawiedliwym podziałem prac domowych. Codziennie mu to wypominała, a on codziennie nic sobie z tego nie robił. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego jak upartą istotę mają przed sobą, wiadomym więc było, że żadna ze stron nie zamierzała odpuszczać tej drugiej. Nie było możliwym, by Zero bez oporów uległ namowom siostry, a ona w żadnym wypadku nie chciała bezwzględnie mu się podporządkowywać.
     Noc powoli zmierzała ku końcowi, a Zero był w domu całkowicie sam. Co za tym idzie Angel - kocim wzorem wałęsająca się wszędzie gdzie się dało, kiedy tylko miała na to ochotę - nie mogła przeszkodzić mu w odpoczywaniu. Wbrew pozorom momenty takie jak ten, gdy mężczyzna wybierał własne łóżko zamiast towarzyszenia Angel w wypadach na miasto nie należały do najczęstszych widoków. Czasami jednak przychodziły takie dni, gdy Zero ani myślał wyściubiać nosa spod kołdry. Tej nocy też nie zamierzał tego robić. Uporczywe widmo konieczności zrobienia z samego rana zakupów skuteczne obrzydziło mu wszelkie nocne wyskoki. Było stanowczo zbyt wcześnie, by Zero choćby myślał o wyzwaniach kolejnego dnia. Nawet otworzenie oczu mogłoby nastręczyć mu niemałych trudności, a blada łuna poranka nie zmotywowałaby go do podniesienia głowy z poduszki w celu innym niż zmiana pozycji.
     Żadną tajemnicą nie było więc, że nie był zachwycony faktem, iż musiał się obudzić (czy też może nieco trafniej: "zerwać się z poważnym podejrzeniem zawału serca wywołanego trzaskającymi drzwiami"). Zero drgnął i cały się spiął, ale nie poderwał się z łóżka. Tylko jedna osoba w całym mieście miałaby powód i dość odwagi, by z takim impetem wpaść mu do pokoju. Nie stanowiła ona dla Zero żadnego zagrożenia, więc nie musiał witać jej z nożem w ręku. Poza tym i tak wątpił, by Angel była zachwycona, gdyby jak oparzony wyskoczył z łóżka i stanął pośrodku pokoju. W swoim obecnym położeniu, odwrócony plecami do drzwi, mógł jedynie słuchać, gdy dziewczyna weszła mu do pokoju. Już miał zasnąć ponownie (w końcu to tylko Angel przyszła do niego w środku nocy - powód nadal nie dość dobry, by się ruszyć), ale dziewczyna miała najwyraźniej inne plany względem jego osoby.
     - Zero! - syknęła, rozsądnie nie zbliżając się za bardzo. Nie doczekawszy się choćby mruknięcia w odpowiedzi spróbowała raz jeszcze - Zero! Obudź się!
     Mężczyzna z westchnieniem przewrócił się na plecy, nadal nie otwierając oczu.
     - Dobrze wiesz, że o tej porze NIC nie jest na tyle ważne, żeby mnie wyciągać z wyra.
     - Tak się składa, że to akurat jest całkiem ważne. - oznajmiła mu Angel.
    - Co..? - Zero ziewnął i przeciągnął się. Nie rozbudził się jednak na tyle, na ile by chciał, więc nadal darował sobie choćby oparcie się na łokciach.
     - Zależy ci na twoim warsztacie? - spytała dziewczyna najbardziej niewinnym głosem, który Zero miał okazję słyszeć. Co w gruncie rzeczy było równocześnie najbardziej niepokojącym pytaniem, mogącym paść z ust Angel.
     Zero natychmiast usiadł. Czerwone tęczówki błysnęły w ciemności niczym kocie, gdy niszczycielska energia drzemiąca w ciele mężczyzny, rażona impulsem gotowała się do działania. Nie zwiastowało to niczego dobrego dla Angel i całego otoczenia, a nawet i dla samego Zero, niezmiennie będącego całym epicentrum zniszczenia. Szatyn odetchnął głęboko, a gdy żar rozświetlający jego oczy przygasł odpowiedział możliwie jak najspokojniej:
     - To jest dobry moment, żebyś dokładnie powiedziała mi w co się wpakowałaś, An.
     - Może lepiej zacznij się już ubierać. - odpowiedziała mu, jednocześnie odwracając się do ściany. Zero, zamierzał spełnić to polecenie, domyślając się, że kluczową rolę w powodzeniu całej akcji odgrywa czas i wstał. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej pierwsze lepsze ubrania, które pozornie mogły do siebie pasować. Ubrał się, słuchając przy tym szczegółowej relacji Angel o wyprawie na miasto w wyniku której jakimś cudem zaczepiła mało przyjemnych ludzi. Ci z kolei bardzo chcieli policzyć się z nią za mało taktowne pogwałcenie ich surowego kodeksu. W ten właśnie sposób w całe zamieszanie został zamieszany i Zero, którego Angel powołała na swojego obrońcę, a w związku z tym także i jego warsztat, do którego właśnie ów grupa zmierzała. Tyle przynajmniej Zero zrozumiał, co i tak uważał za ogromny sukces, sugerując się porą dnia. Skończył wiązać ciężkie buciory, wepchnął w kaburę przy udzie pistolet, a potem wypadł za drzwi, z łoskotem zbiegając po klatce schodowej. Ani trochę nie podobała mu się wizja goszczenia u siebie obcych ludzi, a wizja remontu z zaskoczenia - jeszcze mniej.
     Warsztat Zero z całą pewnością nie należał do największych, ani najlepiej zaopatrzonych w mieście. Jego właścicielowi jednak zupełnie wystarczał. Zero nie potrzebował mieć całej hali pełnej najnowocześniejszego sprzętu. Własne cztery ściany były mu znacznie milsze niż można było się tego spodziewać. Przede wszystkim warsztat sprawiał wrażenie przytulnego i poukładanego, jak gdyby właściciel bardzo o niego dbał. Pomieszczenie było dość duże, by pomieścić aż trzy pojazdy, ale zdarzało się to nad wyraz rzadko. Nie tylko dlatego, iż na ogół jakiegokolwiek ruchu w ów warsztacie nie  było, ale też dlatego, że w środku brakowało miejsca na swobodną pracę, gdy samochody stały obok siebie. Ściany Zero własnoręcznie pomalował na jasnożółty kolor, co dodatkowo rozświetlało wnętrze. Zwyczajowe stosy części poukrywane były w pudłach ustawionych na półkach w kącie. Na każdym z pudełek Zero starannie, jak na kogoś o wyjątkowo niedbałym stylu pisania, określił czego należy szukać w środku. W przeciwnym kącie pomieszczenia mieściła się szeroka lada oświetlona dwiema wiszącymi nad nią lampami. Warsztat był skromny, choć nie brakowało mu drobnych dekoracji. Honorowe miejsce wśród nich zajmowała wisząca na wprost wejścia biała tarcza z wymalowanym na niej "ROUTE 66". Tarcza ta znalazła sobie miejsce na tak widocznej ścianie z jeszcze jednego powodu - była pamiątką, echem Starego Świata, właśnie tego, w którym niegdyś żył Zero.
     Dlatego szatyn ani myślał kogokolwiek tam wpuszczać. Na szczęście warsztat nie był daleko. Ledwie kilka minut szybkiego marszu od mieszkania, które zajmował z Angel. Zero nawet nie łudził się, że droga zajmie mu aż tyle. Już w chwili gdy wypadł na ulicę, a ostry podmuch wiatru zdmuchnął mu włosy na oczy wiedział, że dotrze do celu znacznie szybciej niż zwykle. Nie był wściekły. Musiałby wściec się na Angel za to, że ratowała się jego osobą, a na to prawdę powiedziawszy zdobyć się nie potrafił. Irytowali go ci, których miał zastać w swoim warsztacie. Byli jak szkodniki, a Zero skojarzyli się tylko z bandą karaluchów, które miał w planach zmiażdżyć pod podeszwą. Nie przypuszczał, że przegoni obcych - był pewien, że nie tylko ich przegoni, ale i nastraszy do tego stopnia, by bali się choćby przejść pod drzwiami jego warsztatu. Apokalipsa bywała mściwa.
      Na niewielkim placu przed bramą garażową stał czarny samochód. Zero minął go bez zaglądania do środka - pewnym było, że wszyscy pasażerowie są już w środku i w najlepsze grzebią mu w rzeczach. Dlatego też nawet nie silił się na dyskrecję i zwyczajnie pchnął barkiem drzwi. Wnętrze wyglądało jak pobojowisko, a banda zidiociałych pseudo gangsterów jeszcze nawet nie skończyła. Ich celem najwyraźniej było zniszczenie wszystkiego co tylko się da, by w ten sposób ostrzec zarówno Angel jak i Zero.
     - Nie przypominam sobie, żebym was zapraszał. - warknął Zero, czując mrowienie tuż pod skórą. Ogromny zasób energii buzował w nim, domagając się uwolnienia i mężczyzna chciał pozwolić sobie na wyrzucenie nadmiaru destrukcyjnej magii apokalipsy. Przeszkodą było jedynie to, gdzie się znajdowali.
      - My nie potrzebujemy zaproszenia, złociutki. - zaśmiał się jeden z nich. Tylko on jeden dorównywał Zero posturą, choć zdecydowanie brakowało mu kilku centymetrów. - Ta twoja mała zasłużyła sobie na to.
       - I właśnie dlatego rozpieprzacie mi warsztat? - Zero uniósł jedną brew - A podobno to ze mną jest coś nie tak...Dobra, wyjazd albo komuś stanie się krzywda. - ostrzegł.
     Grupa zaśmiała mu się w twarz i wróciła do przetrząsania warsztatu w znacznie weselszym niż dotychczas nastroju. Szatyn zacisnął pięści i zgromił wzrokiem każdego potencjalnego napastnika. Nikt nawet nie próbował go zaatakować. Banda zupełnie go zignorowała. On był sam jeden przeciwko pięciu, nic dziwnego, że lekceważyli zagrożenie, które zwiastowało jego przybycie. Sam Zero jednak doskonale wiedział jak może wyprowadzić ich z błędu. Odszukał wzrokiem wśród porozrzucanych na podłodze przedmiotów wysłużone już radio. Gdy już je znalazł wbił w nie spojrzenie tak intensywne, że stojący najbliżej człowiek zerknął na niego z obawą. Na raz radio włączyło się, a z głośnika popłynęło "Landmine". Już po pierwszych dźwiękach regulator głośności zaczął przekręcać się, stopniowo czyniąc piosenkę coraz głośniejszą. Hard rock zaskoczył włamywaczy na tyle, by stracili oni swoją pewność siebie i zamarli w bezruchu. Któryś zaczął nawet przestępować z nogi na nogę, zerkając ze strachem to na radio, to znów w kierunku zatarasowanego osobą Zero wyjścia. Głośnik tymczasem osiągnął szczyt swoich możliwości i eksplodował, raniąc odłamkami człowieka nie dość rozsądnego, by odsunąć się na odpowiedni dystans. Zero szarpnął głową, jakby rozpryskujące się odłamki dosięgnęły i jego. Wybuch, choć niewielki i tak powodował uczucie porównywalne do zdzielenia encyklopedią. Nie czekał aż zupełnie przestanie dzwonić mu w uszach i ruszył na najbliższego przeciwnika, gotów go staranować, jeśli tamten nie podejmie próby ucieczki. 
     Cała bijatyka w zasadzie skończyła się znacznie szybciej niż się zaczęła. Zero znokautował jednego z ludzi pięścią, prawie wbijając mu nos w czaszkę i łamiąc przy okazji parę żeber. Drugiego jedynie mocno poturbował. Chwila gdy siłował się z nim kosztowała go jednak rozciętą wargę. Pozostała trójka ludzi, korzystając z okazji uciekła na zewnątrz. Po chwili po okolicy rozszedł się pisk opon. Szatyn wybiegł przed budynek, by zauważyć jeszcze tylne reflektory samochodu. To wystarczyło, by mógł ich zatrzymać. Magia apokalipsy była potężną siłą. Miała jednak swoje ograniczenia. Dlatego Zero wiedział, że samochód z rana trafi na złom, ale nie dbał o to. Zamaszystym ruchem ręki sprawił, że samochód uderzony iście piekielnym strumieniem wrzącego powietrza zjechał z drogi do wtóru pękających opon. Nie obyło się bez strat, więc nie tylko samochód uległ wpływowi topiącego karoserię żaru. Ściana pobliskiego budynku i znak również znacząco ucierpiały. Nie mniej cała piątka winnych włamania leżała martwa bądź nieprzytomna. Nagle tuż obok Zero pojawiła się Angel i położyła mu dłoń na ramieniu, razem z nim obserwując dymiący, na wpół rozpuszczony wóz.
- Ładnie, braciszku. Zasłużyli sobie na to. - oznajmiła mu.
- Mhm... - mężczyzna otarł wierzchem dłoni krew powoli ściekającą mu po brodzie - Ale i tak nie ominie nas sprzątanie.

Angel? Sprzątamy, nie sprzątamy, pół na pół? ^ ^

1 komentarz: