28 grudnia 2017

Od Andromedy - Kły, jad i za dużo głów

        Andy można zarzucić było wiele. W tym i upór godny przysłowiowego osła, z czego ona pewnie byłaby w stanie go w tych zawodach pobić. No dobra, w innej sytuacji może dziesięć minut łomotania w drzwi faktycznie przekonałoby ją, że łowcy demonów nie było w domu. Dzisiaj jednak była wściekła, a coraz bardziej realna wizja zniszczenia swojej kryształowej reputacji nakręcała ją jeszcze bardziej. Wzięła więc głęboki wdech i ponownie zaczęła z furią łomotać pięścią w środek drzwi.
    - Wyłaź z jamy, cholerny... - mruknęła pod nosem, gdy nagle drzwi otworzyły się i jej ręka z rozpędu niebezpiecznie blisko minęła twarz mężczyzny stojącego za nimi. Unik zrobił właściwie w ostatniej chwili.
    Valen odchrząknęła prostując się i zakładając ręce na piersi. Starała się dać wrażenie najbardziej niezadowolonej klientki pod słońcem. Zethar Sethabell, nazwany przez jej informatora Wrońcem, również nie miał za sobą miłego dnia i, tak samo jak Andromeda, nie zamierzał tego ukrywać.
    - Czego tutaj? - wyrzucił równocześnie ze zirytowanym westchnieniem.
    - Jak to czego? Pomocy - odparła krótko blondynka. - Nie w tym się specjalizujesz?
    - ,,Pomoc" to w mojej branży pojęcie względne - mruknął Setha. - Zajmuję się usuwaniem skutków irytacji Bogów i za to ludzie mi płacą. Jak szukasz pomocy, idź podręcz wolontariat albo urząd miejski... - mówiąc to zaczął zamykać z powrotem drzwi.
    Kobieta zatrzymała je otwartą dłonią i wepchnęła stopę za próg, utrudniając mężczyźnie zamknięcie..
    - Mam czym zapłacić! - powiedziała szybko. - A jeśli faktycznie coś zdziałasz, to zarobisz także część mojej nagrody.
    To chyba zadziałało - Zethar przestał naciskać i po kilku sekundach (w czasie których dało się słyszeć kolejne westchnienie) uchylił drzwi szerzej.
    - Z góry - rzucił krótko.
    - Co proszę? Nikt mi nie wspominał, że przyjmujesz zapłatę z góry...
    - Bo nigdy wcześniej nie miałem tak irytującej klienteli - Sethabell otworzył drzwi na oścież i wykonał suchy gest mający być zaproszeniem do środka.
    Andromeda fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem, ale i tak weszła do środka niemal natychmiast. Nie pytając o nic skręciła do pomieszczenia przypominającego salon i rozglądnęła się krytycznie po wnętrzu. Cóż, na pewno nie był to dom marzeń. Wbrew wszystkiemu co słyszała o łowcach demonów, kroci najwyraźniej nie zarabiają. Prawie tak jak archeologowie - ludzie nie byli już tak zafascynowani przeszłością jak niegdyś. Jej zawód był równie wymierający i niewdzięczny. Dlatego właśnie nie pracowała tylko dla pożytku muzeów. Gdyby pracowała wyłącznie legalnie, mieszkałaby w podobnych warunkach... no, może częściej by sprzątała.
    Zanim Zethar dotarł do pokoju, Andy już wskoczyła na fotel, od razu tego żałując: kurz zaczął łaskotać ją w nos. Kichnęła, czym chyba obudziła drzemiącego gdzieś w kącie ptaka, który wydał z siebie zaskoczony skrzek. Obejrzała się w kierunku dźwięku. Sam głos skojarzył jej się z orłem, ale patrząc na samego ptaka nie była już tak pewna jego rasy. Zmrużyła oczy przyglądając się zwierzęciu. Miało nienaturalnie białe pióra i czerwone oczy, a jego postura wydawała się bardziej przypominać sokoła.
    - Zdaję sobie sprawę, że moje nazwisko mogło ci się obić o uszy, skoro tutaj jesteś - powiedział Wroniec odwracając jej uwagę od orłopodobnego ptaka. - Ale ja wbrew opinii niektórych nie potrafię czytać w myślach i nadal nie wiem, kto wdarł mi się szturmem do mieszkania niemal wyrywając przy tym drzwi - mężczyzna usiadł naprzeciwko Ady.
    - Andromeda Valen - zreflektowała się natychmiastowo blondynka wyciągając do niego rękę. Gdy po dziesięciu sekundach jej gest pozostał zignorowany, schowała ją równie szybko.
    - Valen? - powtórzył z namysłem Setha.
    - O proszę, a jednak coś ci świta - uśmiechnęła się do niego zbójecko.
    - Pewnie tak. Ale nie wiem gdzie ani kiedy mogłem o tobie usłyszeć - podczas wypowiedzi wyjął skądś cygaro. Zapalniczka zgrzytnęła dwa razy zanim pojawił się mały płomyk. - Czym się zajmujesz?
    - Jestem archeologiem - odparła krótko Valen. - Czyli głównie błąkam się poza murami miasta i grzebię w piasku.
    - Nie wyglądasz na kogoś kto spędza sporo czasu na pustyni - zauważył łowca.
    - Taka już moja uroda - wzruszyła ramionami.
    - No dobra - ton Sethabella wskazywał na to, że czas przejść do sedna. - Czego może szukać archeolog u łowcy demonów? Znalazłaś coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego? Nieumyślnie uruchomiłaś urok, klątwę? Coś zębatego stoi ci na drodze do sukcesu?
    Przestał wymieniać, gdy trzeciej wersji kobieta kiwnęła głową, krzywiąc się przy tym lekko. Jeszcze zanim tu przyszła była przekonana, że temu zadaniu nie przyświecała niczyja łaska, ale gdy usłyszała co jeszcze mogło pójść nie tak... Chyba przy planowaniu następnej akcji powinna brać pod uwagę więcej czynników.
    - A więc słucham: co się dokładnie wydarzyło? - Zethar odchylił się lekko do tyłu, paląc spokojnie cygaro.
    Andromeda westchnęła i zaczęła opowiadać:
    - Ktoś ostatnio sprzedał mi plotkę, według której jakaś grupka beduinów odkryła wejście do zakopanego w ziemi sporego budynku. Ludzie szybko zaczęli obstawiać, że to grobowiec sprzed około dwóch tysięcy lat. Gwałtowne ulewy musiały podmywać grunt pod fundamentami przez długi czas i wszystko się powoli zapadało pod ziemię, aż obrobione wiatrem i połowicznie zniszczone iglice budynku zaczęły przypominać ostańce skalne. Plotka szybko dotarła do kolekcjonerów różnych świecidełek i staroci, w tym do mojego obecnego zleceniodawcy, który zaoferował mi wsparcie swoich ludzi oraz sporą nagrodę za oficjalne zbadanie budynku pod jego nazwiskiem. Udało mu się zdobyć nawet prawne pozwolenie, więc gdy ktoś będzie mnie chciał wypędzić mogę pomachać glinom przed nosem zwitkiem papieru. Wszystko układało się aż zbyt pięknie... i tak jak się spodziewałam robotę trafił szlag.
    - Budynek nie był opuszczony - odgadł łowca.
    - Zeszliśmy na dół przez jedną z iglic, dzisiaj, około czwartej nad ranem - kontynuowała Ada. - Smok przywitał nas właściwie u progu.
    - Smok? - mężczyzna parsknął śmiechem.
    - Posłuchaj, to coś miało łuski i względnie przypominało dwunożną jaszczurkę, więc dla mnie jest po prostu pieprzonym smokiem - wydęła lekko usta jak urażony przedszkolak.
    - Dwunożną, mówisz... - Sethabell spoważniał. - Jak dokładnie wyglądał ten cały smok?
    - Jak mówiłam: dwie szponiaste łapy, brązowo-pomarańczowe łuski, skarlałe skrzydła, dwa łby i obszarpany kikut szyi w miejscu trzeciej. Na dzień dobry opluło dwójkę idących z przodu jakimś kwasem i jednego jeszcze zeżarło. Pozostali zaczęli domagać się odszkodowania i mojego pracodawcę zaczyna trafiać szlag. Uparł się, że na tym zarobi...
    - A ciebie powiesi, jeśli się nie uda, rozumiem - przerwał jej jakby na wpół przytomnie Wroniec, wpatrując się z namysłem w stolik. - Hydra. Najprawdziwsza hydra...
    - Czyli co? Jak tam wrócę, to coś będzie miało już cztery łby, czy coś w tym rodzaju?
    - Jesteś pewna, że ten kikut był poszarpany? - mężczyzna zignorował jej pytanie. - Jakby coś jej odgryzło łeb?
    - Ja... pewna nie jestem - przyznała szczerze Andromeda, próbując sobie lepiej przypomnieć wydarzenia tego poranka. - Ale te ślady zdecydowanie bardziej przypominały zęby niż jakiekolwiek narzędzie do cięcia. Czy to znaczy... że tam mieszka coś równie wielkiego?
    - Raczej nie. Hydry to terytorialne stworzenia. Najpewniej sama sobie odgryzła głowę.
    - Że co? Ale... po co?
    - To nie jest taka hydra, o jakiej można poczytać w bajkach o bohaterach - zaczął wyjaśniać Zethar. - Prawdziwe hydry mają dosyć specyficzny sposób rozmnażania. Wszystkie są właściwie bezpłciowe. Młode biorą się z odciętych łbów.
    Andy zamrugała kilka razy.
    - Dobrze usłyszałaś - Wroniec kiwnął głową z całkowitą powagą. - Gdy hydra traci jedną z głów, po upływie kilku tygodni odrasta jej nowa, a odcięta przez dwa miesiące hoduje sobie tułów i odnóża. Gdy jej ciało w końcu stanie się proporcjonalnej wielkości do głowy, wyrastają jej dwie następne. Czasem żeby móc się rozmnożyć, potwór musi samodzielnie odgryźć sobie jedną z głów. Jak każde młode, dorastająca hydra potrzebuje ochrony i pożywienia, dlatego ,,matka" zostaje przy swojej głowie i strzeże jej aż stanie się samodzielna.
    - Czyli wychodzi na to, że gdzieś w grobowcu znajduje się odgryziona głowa. Smo... hydra nie wyniesie się stamtąd przez najbliższe kilka miesięcy - wywnioskowała Andromeda.
    - Biorąc pod uwagę fakt, że kikut był świeży, odgryzła sobie łeb niedawno, więc młoda opuści ten teren za dobry rok z nawiązką.
    - TYLKO młoda? - Valen skrzywiła się. Już sam rok oczekiwania był dla niej przysłowiowym wyrokiem śmierci, a wychodzi na to, że miała do czynienia z dwoma potworami.
    - Młoda hydra będzie właściwie normalnym zwierzęciem. Pewnie wytępi pobliską faunę i narobi sporo zamieszania w łańcuchu pokarmowym, ale, ironicznie, to jak najbardziej naturalna kolej rzeczy - Setha wzruszył ramionami. - Ta starsza natomiast jest karą Bogów.
    - W sensie... za wejście do grobowca?
    - Nie, to by nie wywołało takiej reakcji. I to na pewno nie twoja wina, skoro nie zdążyliście czegokolwiek tknąć. Niewiele jest zbrodni gorszych od okradania cmentarzy... Poza tym, hydra musi tam mieszkać już od jakiegoś czasu, jeśli zaczęła się rozmnażać. Ktoś na długo przed wami musiał zbezcześcić groby, więc Bogowie postawili na straży potwora.
    - No dobra, podsumujmy - zaproponowała Valen. - W grobowcu mieszka hydra. Dobrowolnie go nie opuści, bo jest przykuta do tego miejsca z woli boskiej. Gdzieś ukrywa swoją świeżo odgryzioną głowę, której będzie bronić za wszelką cenę... czyli wystarczy, że znajdziemy ją i wywieziemy?
    - To nie jest takie proste. Ilość rannych i jedna ofiara chyba powinny były ci to uświadomić.
    - Na pewno istnieje jakiś sposób na odwrócenie jej uwagi. Jeśli tak, to TY na pewno go znasz - blondynka wskazała palcem w pierś łowcy. - Jak sam mówiłeś, to zwierzę. Musi mieć słabe punkty, prawda?
    Zapadła cisza. Sethabell oparł łokcie na kolanach, z namysłem obracając w palcach cygaro. Siedzący cicho biały ptak wydawał się inteligentnie przysłuchiwać całej konwersacji. Teraz przechylił lekko łeb, wpatrując się w swojego właściciela.
    - Nie znam winnego, więc od tak się jej nie pobędę... - mruczał do siebie Setha. W końcu podniósł wzrok na Andromedę. - Ile jesteś gotowa zapłacić?
    - Tyle, ile to będzie konieczne. Mój zleceniodawca jest naprawdę zdesperowany... i mam też swoje oszczędności, ale dla ratowania kariery zrobię wszystko - zapewniła go kobieta. - I, tak jak na początku wspomniałam, za zbadanie grobowca mam obiecaną nagrodę, którą mogę się podzielić, jeśli tylko pomożesz mi pozbyć się zagrożenia.
    Wroniec znowu umilkł. Valen doskonale zdawała sobie sprawę, że był jej ostatnią deską ratunku. W tym momencie już nie obchodziło ją, czy wyjdzie z tej sprawy z dodatnim bilansem - chciała z tego po prostu wyjść cało, zarówno w kwestii dosłownej, jak i jej reputacji. Poza tym, gdyby po mieście rozeszła się wiadomość, że jako jedyna odważyła się zbadać grobowiec zamieszkany przez najprawdziwszego potwora, mogłaby jeszcze wyciągnąć z tej sytuacji jakieś plusy. Ale do tego potrzebowała człowieka, który znał się na potworach. Człowieka siedzącego naprzeciwko niej.
    - Więc...? - zapytała, gdy cisza przeciągnęła się o chwilę za długo.

Setha? Mam nadzieję, że nie przesadziłam > <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz