24 grudnia 2017

Od Angel CD Zero - Jailhouse Rock

     Podniosła z ziemi leżącą pod dłonią martwego mężczyzny niewielką książeczkę z instrukcją, mówiącą o tym jak zbudować silnik samochodowy. Przetarła dłonią okładkę, żeby usunąć jeszcze nie do końca wchłonięte plamy krwi, a potem przewertowała szybko kartki w środku. Książka nie była w złym stanie. Plamy krwi nie uszkodziły zbyt wiele, a wszędobylskie czarne kleksy smaru prawdopodobnie powstały dawno temu i nie z winy Angel. Rzadko przebywała w warsztacie brata, a jeśli już, starała się niczego nie dotykać. „Starała się” to słowo klucz, ale mimo to szkody, jakie zostawiała niczym nie równały się ze zniszczeniem zasianym przez nieproszonych, albo i proszonych przez lekkomyślność dziewczyny, gości. Przesunęła opuszką palca wskazującego wzdłuż cienkiej, ale długiej plamy krwi, która ułożyła się tak, jakby podkreślała jeden konkretny wers w książce. Papier był lekko chropowaty w dotyku.
     Uśmiechnęła się delikatnie na myśl, że przynajmniej to ocalało, stan zakrawał o całkiem znośny. Wszystko pozostawało czytelne, nie licząc niektórych fragmentów zakrytych czarną mazią, ale to już nie kwestia wtrącania się Angel. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odgarnąwszy kosmyk z czoła i uniosła książkę nad głową, żeby pokazać Zero co znalazła. Radość na jej twarzy była tak szczera, jak szczera może być tylko u dziecka, zwłaszcza w czasach, gdzie świat sam zabija to, co stworzył. Prostowała plecy i ostentacyjnie wypinała pierś do przodu. Zdawać się mogło, że znalazła starożytny artefakt o nieskończonej mocy, a nie kilka sklejonych ze sobą kawałków papieru, pobrudzonych krwią i smarem. Dzieci wszak miały to do siebie, że lubiły hiperbolizować i cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Dokładnie to samo działo się, gdy stała się szkoda, nawet jeśli niewielka - szukały dziury w całym i płakały. Niestały charakter był czymś, co nikogo nie dziwiło w przypadku małolat, Angel jednak zadziwiała wszystkich, chociaż nie próbowała ukrywać infantylności.
     — To nie wygląda tak źle! — zawołała pełna dumy ze swojego znaleziska, ale po chwili tak szybko, jak przywołała uśmiech na twarz, zmieniła go w powagę i zdziwienie.
     Zero stał pośrodku warsztatu, otoczony zniszczonymi gratami. Czubkiem buta trącał porozrzucane po ziemi śrubki i gwoździe. Niektóre zahaczały o niezawiązane sznurówki, a inne turlały się kilka centymetrów dalej lub na sam koniec pomieszczenia, gdzie wpadały pod poprzewracane meble. Trzymał głowę nisko zwieszoną. Nieuczesane włosy opadły mu na oczy. Angel zamrugała szybciej, wydawało jej się, że kosmyki zmatowiały, a pomiędzy brązem dostrzegła delikatną szarość. Ręce bezwładnie zwisały wzdłuż jego ciała. Zero wygasł. Cała furia i ogień, płonący w jego oczach wypalił się, a został jedynie marny, ulotny popiół. W tym momencie sprawiał wrażenie wychudłego i mizernego, a blizny i rany, które nic nie znaczyły wobec siły jego organizmu, jakby nabrały wyrazistości na te kilka krótkich chwil, choć dla Angel ciągnących się w nieskończoność. Po ręce spływała krew z zadrapania na ramieniu. Jej czerwień wybijała się soczystym blaskiem na bladej skórze. Ten mężczyzna nie przypominał jej brata. Był obcy, zupełnie jak wtedy, gdy…
     „Nie, to nieodpowiednia chwila na takie wspomnienia”, Angel potrząsnęła głową, żeby odgonić myśli. Powoli opuściła rękę z książką i uchyliła wargi, żeby się odezwać, ale słowa utknęły jej w gardle. Nieświadomie rozluźniła palce i zanim spostrzegła, upuściła instrukcję, która wpadła odsłoniętymi kartkami w kałużę krwi. Dziewczyna obudziła się z transu, a gdy zrozumiała, co zrobiła, podskoczyła jak szalona, wydając przy tym cichy pisk. Upadła na kolana. Drżącymi dłońmi wyciągnęła pospiesznie książkę z krwi i zaczęła nerwowo wycierać strony rękawami rozciągniętego swetra w różowe gwiazdki. Po chwili widok zaczął jej się rozmazywać, a na policzki spłynęły pierwsze łzy.
     Była okropna. Wszystko to spowodowała przez swoją lekkomyślność. Głupia sądziła, że zawsze może opierać się tylko na Zero bez względu na to, co się stanie, a tymczasem powinna zastanowić się jaka jest jego postawa względem brania odpowiedzialności za jej głupie pomysły. Zniszczyła jedyne miejsce, w którym mógł czuć się jak w domu po opuszczeniu ich czasów.
     — Przepraszam — wydukała łamiących się głosem. — Tak bardzo przepraszam. Odzyskam wszystko, co przeze mnie straciłeś.
     Łzy spływały po policzkach do brody i skapywały na przesiąknięte krwią strony książeczki. Nie dało jej się odratować. Wszystko przepadło. Zniszczyła kolejną rzecz, którą być może Zero darzył równie wielkim sentymentem, co cały warsztat. To bardzo egoistyczne z jej strony jak wykorzystywała fakt, że jej brat jest dwumetrowym kolosem o sile niespotykanej u przeciętnego mężczyzny. I chociaż często sprawiał wrażenie, jakby był dumny z pełnienia roli obrońcy swojej siostry, to nie sądziła, żeby uśmiechało mu się ratować ją kosztem warsztatu. Powinna przestać chować się cały czas za plecami Zero i wreszcie wziąć wszystko na własną pierś, bo kiedyś może jej braknąć wsparcia. Znów będzie zdana tylko na siebie jak za czasów, kiedy jeszcze nie miała z nim do czynienia. Samotność to ciężka sprawa.
     Ukryła twarz w dłoniach, szlochając cicho, żeby brat tego nie usłyszał. Żałowała, że w ogóle tej nocy opuściła mieszkanie. Mogła powstrzymać swoją naturę włóczęgi i urwipołcia, zamiast znów na siłę szukać kłopotów, a potem robić ze swoich problemów cudze. Świat na pewno byłby jej wdzięczny.
     Zero drgnął i podniósł głowę. Westchnął na widok rozryczanej Angel z rozmazaną krwią z rękawów swetra na twarzy. Niedbale przeczesał dłonią opadłe na oczy włosy i ociężałym krokiem zbliżył się do siostry. Poruszył się pierwszy raz, odkąd rozprawił się z zuchwałymi opryszkami, co spowodowało, że Angel spięła się i lekko zgięła palce, żeby częściowo odsłonić oczy. Patrzyła niepewnie jak Zero idzie w jej kierunku.
     — Nie maż się — rzekł lekko zachrypniętym głosem i położył dłoń na jej głowie. — Trzeba tu ogarnąć — dodał po chwili.
     — Zniszczyłam to wszy… — zaczęła, lecz Zero urwał jej w połowie zdania:
     — Daj spokój z tym. Nie wymigasz się od sprzątania. — Przesunął szybko palcami po jej włosach, plątając kosmyki, przy czym uśmiechnął się pokrzepiająco. Niezbyt szczerze, ale Angel nie miała serca wytykać mu jak bardzo beznadziejny był w okazywaniu sztucznej radości. Zresztą głowy też, była zbyt zajęta wpatrywaniem się w brata szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziała czy to przez zdziwienie tym, w jaki sposób zareagował Zero, czy przez przerażenie, napędzane domysłami, że Zero zareaguje niezbyt spokojnie, ale obudziła się z otrzęsienia, kiedy poruszyła głową i poczuła potworny ból w kark. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę jak mocno spięła mięśnie.
     — No już, wstawaj. — Zero zdjął rękę z głowy Angel i pomógł jej podnieść się z ziemi, po czym wyjął z jej dłoni zniszczoną instrukcję i przedarł ją na pół, a kawałki papieru odłożył na stojący nieopodal blat. Angel zmusiła się do uśmiechu, jednak jej udawanie szczęścia przychodziło znacznie łatwiej.
     — To co… — Jej głos zadrżał, więc przełknęła ślinę i odetchnęła. — To co robimy z tymi tu? — Kiwnęła głową w stronę martwych mężczyzn — Wrzucamy ich do kontenera i puszczamy z nurtem fali w sedesie, oddając trzy honorowe spłukania, czy robimy oficjalną pielgrzymkę pogrzebową po pustyni w rytm „Makareny”? — Wysiliła się na radosny ton wypowiedzi i podparła rękami o biodra. Zero skrzywił się skonsternowany głupią próbą rzucenia błyskotliwego żartu przez Angel. Jak nietrudno się domyślić, Angel nie umiała rzucać błyskotliwych żartów. Ogólnie nie umiała rzucać żartów.
     — Myślałem raczej nad spaleniem ich — odparł, po czym schylił się po najbliżej leżące truchło. Bez trudu uniósł je i skierował się w stronę wyjścia, Angel zaś, ignorując swoje granice odnośnie siły, złapała kolejnego trupa za nogi i pociągnęła po ziemi za Zero. Dzielnie starała się pomagać przy przenoszeniu ciał, ale jej starania wyglądały raczej jak bezskuteczne targanie dorosłego człowieka przez pięcioletniego dzieciaka i wydawała się bardziej przeszkadzać Zero, który robił kolejne trzy rundki, podczas gdy Angel dopiero kończyła pierwszą, niż rzeczywiście przynosić pożytek. Chciała jednak w jakiś sposób wynagrodzić mu utratę warsztatu. To nic wielkiego, ale wystarczającego na początek. Pomijając fakt, że tak czy siak Zero odwalił prawie całą robotę i teraz cierpliwie czekał aż Angel przytaszczy ostatniego trupa, po czym wziął go od niej i wrzucił na szczyt stosu ciał, a potem podpalił.
     Dziewczyna przez chwilę obserwowała jak pierwsze języki ognia bez opamiętania pożerały płaty skóry oraz mięśni. Przebijały się do kości, przypalały je, pochłaniały. Skrzywiła się, gdy do jej nosa dotarł smród palonego ciała, a po chwili odeszła. Nigdy nie lubiła tej woni, więc będzie lepiej, jeśli zajmie się sprzątaniem wewnątrz warsztatu. W duchu obiecała sobie odzyskać wszystkie zniszczone przedmioty.

~*~ 

     Zlepione krwią i ulicznym kurzem kosmyki blond włosów smagnęły dziewczynę po policzku, gdy znów poderwała się do biegu. Biegnąc wzdłuż ulicy, liczyła pomiędzy płytkimi oddechami ilość chlupnięć, wydobywających się spod podeszew jej butów podczas zetknięcia z ulicą. Dopiero teraz poczuła jak zgubne może być wędrowanie po kanałach. Byle mały odgłos mógł zbudzić czujność dwóch umundurowanych mężczyzn, stojących na drugim końcu uliczki i jak przypuszczała - chwilę później już nie potrzebowała ukrywać się ze swoim chlupotaniem. Obydwoje doganiali ją w zastraszającym tempie. Była wręcz na wyciągnięcie ręki. Przełknęła głośno ślinę i w ostatniej chwili, gdy już prawie czuła dotyk jednego z nich na karku, skręciła w stronę otwartych drzwi jednej z obskurnych kamienic.
     Głębokimi susami przeskakiwała schody po trzy stopnie aż wbiegła na piąte piętro. Stanęła pod delikatnie nadtłuczonym oknem i spojrzała na nie niepewnie, zastanawiając się czy to nie będzie jeden z najgłupszych pomysłów w jej życiu lub bardziej opłacalne byłoby dotarcie na dach. Nerwowo oblizała wargi. Nie miała zbyt wiele czasu na myślenie, i tak dosyć mocno ograniczone przez skok adrenaliny we krwi, a niebezpieczeństwo zbliżało się z każdą kolejną sekundą. Angel traciła ich coraz więcej, jeśli wciąż będzie się wahać, straci również swoje życie. Spojrzała odruchowo za siebie. Krzyki mężczyzn stawały się coraz głośniejsze.
     Jedną ręką przycisnęła mocniej do piersi zawiniątko, a drugą złapała się parapetu i wciągnęła na górę. Przyparła ramieniem do szyby. Odruchowo zaciskając szczęki, uderzyła bokiem w pęknięcie. W każde kolejne uderzenie wkładała coraz więcej siły, ale mimo wszystko wciąż pozostawała kobietą z dość szczupłą posturą i słabym ciałem. Chociaż już dawno przywykła do pracy fizycznej, a ból oraz wysiłek nie stanowiły żadnego problemu, miała problem z własną siłą, dlatego zawsze polegała jedynie na swoich atutach, jakim była zwinność. Klęła pod nosem. Wyraźne cienie dwóch męskich sylwetek odznaczały się na przeciwnej ścianie. Nie spieszyli się, szli powolnym krokiem, pewni tego, że zapędzili Angel w kozi róg. Poniekąd tak właśnie było. Nigdy nie wierzyła, ale im bliżej byli zobaczenia jej przyciśniętej do szyby, tym żarliwsze stawały się bezsensowne, chaotyczne modlitwy do wszystkich bóstw, jakie powstały na tym świecie. „Błagam, błagam, błagam, jeśli wyjdę z tego cało, już nigdy więcej nikogo nie okradnę”, płakała przerażona w myślach. Nie była stworzona do otwartej walki, zwłaszcza z dwoma rosłymi mężczyznami.
     Wtedy ją zauważyli.
     Przycisnęła plecy do ściany i znów uderzyła ramieniem o okno. Szyba wreszcie ustąpiła, rozpryskując się na drobne kawałeczki. Angel wstrzymała oddech i zanim jeden z mężczyzn zacisnął pięść na jej kostce, skoczyła z okna. To czyste szaleństwo, jednak większym szaleństwem byłoby zostanie tam i czekanie aż jej skręcą kark. Wbiła mocniej obolałe palce w paczkę do tego stopnia, że poczuła delikatne chrupnięcie. Nie przejęła się, wszak miała większe zmartwienia, jak na przykład szybkie zbliżanie się do asfaltu, lecz wkrótce dostrzegła swoją szansę. Wyciągnęła wolną rękę i złapała się wystającego ze ściany pręta, zawisając bezwładnie. Stąd do ziemi dzieliły ją niecałe trzy metry. Bezproblemowo wylądowała na nogach, po czym rzuciła się przed siebie.
     Pokonała uliczkę i kiedy prawie dotarła do ulicy głównej, gdzie bez większego wysiłku zgubiłaby swój ogon, ktoś zacisnął dłoń na jej nadgarstku i szarpnął gwałtownie w swoją stronę. Chwilę później poczuła tępy ból z tyłu głowy oraz coś zimnego zapinanego ze szczękiem na nadgarstkach. Nie była wstanie określić co to takiego przez chwilowe zaćmienie umysłu, a jedyne co widziała to pulsujące mroczki przed oczami i leżącą u jej stóp niewielką paczkę, którą wcześniej tak kurczowo przyciskała do piersi. Po chwili jednak widok częściowo się unormował i była w stanie zobaczyć prędko idących w jej stronę mężczyzn, którym wcześniej uciekła, wyskakując z piątego piętra. Poruszyła nerwowo dłońmi zakutymi w kajdanki.
     — Ta mała żmija spieprzyła nam przez okno, Dan — warknął jeden z nich do mundurowego, który pomimo niewielkiego wysiłku, dorwał Angel.
     — Puśćcie mnie, wy paskudne, wstrętne... — wydawać by się mogło, że wręcz wysyczała tę odpowiedź, ale zanim ją dokończyła, zdała sobie sprawę po jak cienkiej powierzchni stąpa. — Nic nie ukradłam — dodała znacznie łagodniejszym tonem.
     — Nieszczególnie obchodzi nas co ukradłaś, a czego nie. Jesteś ostatnią osobą widzianą w towarzystwie zaginionych dwa dni temu mężczyzn ze świątyni Anubisa. Ponad trzy czwarte zaginięć to wyznawcy z jego kręgów. I niestety jesteś jedną z podejrzanych — odrzekł człowiek odpowiedzialny za jej pojmanie. Nachylił się nad Angel i pociągnął za jej włosy, odchylając głowę do tyłu. — Kto by pomyślał, że wierzący w Chnuma mogą być tak przebiegli i bezwzględni.

~*~ 

     — Let's rock, everybody, let's rock. Everybody in the whole cell block was dancin' to the Jailhouse Rock. — Od godziny urozmaicała czas innym aresztantom swoim wyciem i rytmicznym wystukiwaniem podeszwami butów o podłogę w celi, w której tymczasowo ją przetrzymywano. Niektórzy towarzysze z krat pozytywnie zareagowali na jej zabawę i podsuwali pomysły na piosenki. Chociażby na Elvisa Presleya wpadł śmieszny mężczyzna bez prawego oka z naprzeciwka. Pozostali natomiast już dawno zrezygnowali z próby uciszenia kobiety.
     I tak spędzała chwilę oczekiwania przed przesłuchaniem, przy tym uśmiechała się z udawaną uprzejmością do zdenerwowanych strażników. Wprawdzie starali się ignorować Angel oraz jej śpiewy, ale od czasu do czasu wpadał bardziej rozgorączkowany policjant i kazał się wszystkim zamknąć. Na jego szkodę działało to w drugą stronę.

Zero? Wesołych świąt, frytko. >.<

Wyszłam z wprawy, pardon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz